Klub miłośników Jane Austen, KAREN JOY FOWLER

piątek, 3 grudnia 2010

Film był lepszy. ;)

O czym jest?
Książka opowiada o kalifornijskim klubie Jane Austen, do którego należy sześć osób: pięć kobiet i mężczyzna. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie liczby mnogiej: spotkaliśmy się, usłyszeliśmy itd, ale narrator się nigdy nie ujawnia, po kolei omawiane są losy każdego z członków, ale do końca nie wiemy KTO je opowiada. Bohaterowie są raczej przeciętni: dwie przyjaciółki i średnim wieku i córka (lesbijka) jednej z nich, starsza pani z syndromem słowotoku, kostyczna nauczycielka francuskiego i jedyny mężczyzna - miłośnik literatury science fiction. Klub spotyka się raz w miesiącu, omawiając każdą z sześciu powieści Jane, a my poznajemy wtedy bliżej losy każdego z bohaterów.

Co o niej sądzę?
Och, jakże mnie wymęczyła ta książka! Jakże miałam jej dość! 
Na wstępie może powinnam zaznaczyć, że jestem wielką miłośniczką Jane Austen. Czytałam wszystkie jej powieści, na mojej półce stoją trzy egzemplarze Dumy i uprzedzenia (oryginał i dwa przekłady), a serial BBC z Colinem Firthem puszczam sobie zawsze wtedy, gdy nawiedza mnie chandra. Powinnam być w takim razie raczej fanką wszystkiego, co wiąże się z moją ulubioną autorką. Ale nie tym razem.

Kilka lat temu obejrzałam film stworzony na podstawie tej książki i wydawał mi się wtedy całkiem miły. Może bez fajerwerków, ale nie taki znowu zły. Okazuje się, że w porównaniu z książkowym pierwowzorem, film to niemal arcydzieło. Bo powieść Karen Fowler to prawdziwy gniot. Styl jest paskudny. Niemal cały czas natykam się na powtarzanie imion głównych bohaterów w sąsiadujących zdaniach, albo nawet dwa razy w tym samym:

Stopy Jocelyn tak zbielały, że przypominały rybi brzuch; Jocelyn szczękała zębami z zimna, co było rzadkim osiągnięciem jak na sierpień.

Niekiedy miałam wrażenie, że czytam Google Translations:

- Pójdę zadzwonić do niej - powiedziała Jocelyn. Włożyła na nowo pantofel. - Z Danielem to zaskakujące. Miał być na pewno, mówiła Allegra.

Styl jest tak męczący, że z trudem mi przychodziło przebijanie się przez kolejne strony. Sam pomysł na książkę, która nie ma właściwie głównego bohatera, a narrator rozmywa się w jakieś "my", uważam za chybiony. Krótkie rozdzialiki, które traktują o dzieciństwie czy najbardziej traumatycznych przeżyciach kolejnego członka Klubu tylko człowieka denerwują, zamiast wciągać. Najciekawszymi fragmentami były te, w których Klub omawiał książki Austen. Niestety, autorka tak poprowadziła akcję, że omawiane są tylko pierwsze dwie - trzy, potem ciągle coś staje na przeszkodzie.

A najbardziej ze wszystkiego zdenerwowało mnie to, że autorka wzięła moją Jane, użyła mojej Jane do stworzenia takiej szmiry. Jej książka naprawdę nie ma absolutnie nic z Jane wspólnego, no nic kompletnie. Gdybym przeczytała Klub, nie znając dorobku Austen, zniechęciłabym się do niej zupełnie. Ani w tym powabu, ani napięcia, ani ironii. Tylko nuda i nuda.

Jest jednakże w tej książce coś wartościowego, a mianowicie dodatek. Znajdziemy w nim np. komentarze rodziny i przyjaciół Jane do jej kolejnych książek, a także bogaty wybór różnych wypowiedzi na temat Austen i jej twórczości. Dowiedziałam się z niego, że Mark Twain jej nie cierpiał:

Ilekroć czytam Dumę i uprzedzenie, chcę wykopać z grobu Austen i przyłożyć jej w czaszkę jej własną piszczelą.*

a Henry James nie poważał:

Niemal niedostrzegalna przez trzydzieści czy czterdzieści lat po śmierci, może naprawdę jawi się jako najładniejszy przykład owego korygowania ocen, które następuje dzięki powolnej aprobacie głupoty.**

Najbardziej chyba ubawiłam się plakatem reklamującym ekranizację Dumy i uprzedzenia z 1940 roku:

Pięć uroczych sióstr podczas najweselszej, najradośniejszej obławy, w której schwytano oszołomionego kawalera! Dziewczęta! Uczcie się od tych łowczyń mężów!

Dla kogo?
Nie wiem komu polecać tę książkę. Chyba tylko osobom, które naprawdę chcą się przekonać, że film był lepszy, i mają do tego wysoką tolerancję dla złego stylu.

Ocena:
2/10

* Od razu nasuwa się pytanie: po jaką więc cholerę tę książkę tyle razy czytał?
** Zazdrośnik. ;)

6 komentarze:

ultramaryna pisze...

Też uwielbiam Austen! Film oglądałam i mi się nie podobał. Wobec tego czytania książki sobie oszczędzę.

Grendella pisze...

Kurczę, ja to czytałam tak dawno (przed "erą blogową", gdy czytałam o wiele mniej uważnie) że nie bardzo pamiętam szczegóły. Ale z tego, co pamiętam nie była taka zła ;) O tłumaczeniu się nie wypowiem, bo czytałam oryginał. Zamysł był, zdaje mi się, taki, żeby pokazać podobieństwo współczesnych bohaterek i bohaterów do postaci stworzonych przez Jane Austen. I ja te podobieństwa wtedy widziałam, nawet mnie wciągnęły, tylko, że teraz już niewiele pamiętam... Aż mnie trochę kusi, żeby odświeżyć tę lekturę, ale chyba na razie sobie odpuszczę ;)

grendella
http://ksiazkimojejsiostry.blox.pl

Anonimowy pisze...

Aż zaczęłam szukać plakatu, o którym wspomniałaś, ale go nie znalazłam. Natomiast to był chyba jakiś ogólniejszy trend w reklamowaniu tego filmu, bo plakaty, które znalazłam głoszą: "When pretty girls t-e-a-s-e-d men into marriage" i "Five love hungry beautis in search of HUSBANDS!!"

A książkę sobie podaruję...

Maniaczytania pisze...

Mnie książka aż tak nie "odrzuciła" (tu moja recenzja: http://mojeprzemiany.blox.pl/2009/01/Klub-milosnikow-Jane-Austen-Kay-Fowler.html), ale rzeczywiście film dużo lepszy.

Lili pisze...

Ultramaryno - Skoro FILM Ci się nie podobał, to znaczy, że książka definitywnie nie jest dla Ciebie...

Grendello - Mnie się wydaje, że ta książka naprawdę wiele straciła w przekładzie, właściwie ten pokraczny styl najbardziej mi przeszkadzał. No a zbieżności losów bohaterów nie wychwyciłam.

fabulitas - To jest po prostu cudowna wizja: pięć sióstr Bennet z obłędem w oczach niemal rzuca się na biednych kawalerów. Film musiał być naprawdę uroczy. :>

Maniaczytania - Nie to że mnie od razu odrzuciła, w końcu jej nie przerwałam w połowie (choć ostatnie 50 stron czytałam już tylko po to żeby książkę skończyć i móc ją obsmarować na blogu;)). Może to dlatego, że po obejrzeniu filmu spodziewałam się czegoś o wiele lepszego? Nie wiem.

Maniaczytania pisze...

"Duma i uprzedzenie" z 1940r. jest jedną z lepszych adaptacji - naprawdę :)
(mimo plakatów ;) )

Prześlij komentarz