Historyczny thriller? Literacki kryminał?
O czym jest?
Pan James Osgood jest młodym bostońskim wydawcą, który opiekował się Charlesem Dickensem, kiedy ten dokonywał swego ostatniego, jak się później okazało, objazdu po Stanach Zjednoczonych. Wielki angielski pisarz umiera w 1870 r., nie dokończywszy swojej najnowszej powieści, kryminału pt. Tajemnica Edwarda Drooda. Pan Osgood, razem ze swoją asystentką Rebecką, wyrusza do Starego Świata, by zbadać, czy Dickens nie zostawił przypadkiem jakiś wskazówek co do zakończenia książki. Ich poczynania sabotować będzie pewna osoba, żywo zainteresowana pogrzebaniem Tajemnicy po wsze czasy.
Co o niej sądzę?
Jest to drugie już moje spotkanie z Mattew Pearlem, po Klubie Dantego, którego czytałam dość dawno temu. Z tego co pamiętam, Dante podobał mi się bardziej, a raczej wywarł na mnie większe wrażenie. Z Zagadką Dickensa jest ten problem, że chociaż czytało mi się ją bardzo miło, to po kilku tygodniach trudno mi sobie cokolwiek z niej przypomnieć. To znaczy, oczywiście, szczegóły intrygi wracają, kiedy się dłużej nad tym zastanowię, ale nie pamiętam jakiś szczególnych uczuć, które by mnie podczas czytania ogarniały. Ot, wciągająca książka i nic więcej.
Na pewno należy docenić wiedzę autora i drobiazgowość w odwzorowaniu zarówno amerykańskiej, jak i angielskiej rzeczywistości. Akcja książki zaczyna się co prawda już po śmierci Dickensa, ale dzięki (przy)długim retrospekcjom, poznajemy dobrze pisarza, z jego zwyczajami i poglądami. Fabuła podzielona jest na trzy wątki - pierwszy to James Osgood i jego walka z nieuchwytnym przeciwnikiem o - z braku lepszego wyrażenia - prawdę literacką. Drugi to próba schwytania przemytników opium, jakiej podejmuje się syn Dickensa, służący w Indiach. Trzeci to wspomniane retrospekcje, pisane z punktu widzenia ochroniarza Dickensa, które pod koniec książki zazębiają się z pierwszym wątkiem i stanowią podstawę do wyjaśnienia zagadki.
Indyjski wątek był moim zdaniem zupełnie niepotrzebny, choć być może oddawał w jakimś stopniu prawdę o tamtych czasach, kiedy to surowo karano przemytników opium, bo tylko Korona Brytyjska miała prawo do eksportu tego narkotyku. Główny wątek zaczyna się robić ciekawy pod koniec, gdy nad bohaterami zawisa prawdziwe niebezpieczeństwo. Przez pół książki jednakże miałam wrażenie zupełnego braku napięcia. Faktem bowiem jest, że Dickens zaczął pisać Tajemnicę Edwarda Drooda i faktem jest, że zakończenia do tej pory nie poznano. Z tej perspektywy wysiłki bostońskiego wydawcy wydają się z góry skazane na niepowodzenie, a skoro tak - to po co o nich czytać? Moja cierpliwość została jednak nagrodzona, bo pod koniec wiele rzeczy się wyjaśnia, a i nieobecność zakończenia Tajemnicy dość udatnie autor wykoncypował.
Mnie się ta książka podobała również ze względu na moje upodobanie do dziewiętnastowiecznego dekorum. Autor zgrabnie opisał ówczesną rzeczywistość, nie stroniąc od pokazywania londyńskich zaułków i palarni opium, ale nie epatując tym nadmiernie, jak to już w niejednej współczesnej książce o tamtych czasach widywałam. Składamy wizytę w rezydencji Dickensa i uczestniczymy w aukcji jego rzeczy (swoją drogą przypomniała mi się obawa pani Ash z Opętania, aby z jej mężem nie było jak z Dickensem, którego rzeczy zostały rozdrapane nad świeżą jeszcze trumną - Pearl to doskonale pokazał). Poznajemy też rzeczywistość spotkań autorskich z Dickensem a Ameryce, które jako żywo przypominały dzisiejszą walkę o bilety na koncert jakiejś megagwiazdy.
Dla kogo?
Dla moli książkowych, które mają ochotę na trochę emocji, ale bez przesady. Dla miłośników Dickensa i literatury w ogóle, którzy lubią książki o książkach. No i oczywiście dla fanów dziewiętnastego wieku. :)
Ocena:
7/10
Co o niej sądzę?
Jest to drugie już moje spotkanie z Mattew Pearlem, po Klubie Dantego, którego czytałam dość dawno temu. Z tego co pamiętam, Dante podobał mi się bardziej, a raczej wywarł na mnie większe wrażenie. Z Zagadką Dickensa jest ten problem, że chociaż czytało mi się ją bardzo miło, to po kilku tygodniach trudno mi sobie cokolwiek z niej przypomnieć. To znaczy, oczywiście, szczegóły intrygi wracają, kiedy się dłużej nad tym zastanowię, ale nie pamiętam jakiś szczególnych uczuć, które by mnie podczas czytania ogarniały. Ot, wciągająca książka i nic więcej.
Na pewno należy docenić wiedzę autora i drobiazgowość w odwzorowaniu zarówno amerykańskiej, jak i angielskiej rzeczywistości. Akcja książki zaczyna się co prawda już po śmierci Dickensa, ale dzięki (przy)długim retrospekcjom, poznajemy dobrze pisarza, z jego zwyczajami i poglądami. Fabuła podzielona jest na trzy wątki - pierwszy to James Osgood i jego walka z nieuchwytnym przeciwnikiem o - z braku lepszego wyrażenia - prawdę literacką. Drugi to próba schwytania przemytników opium, jakiej podejmuje się syn Dickensa, służący w Indiach. Trzeci to wspomniane retrospekcje, pisane z punktu widzenia ochroniarza Dickensa, które pod koniec książki zazębiają się z pierwszym wątkiem i stanowią podstawę do wyjaśnienia zagadki.
Indyjski wątek był moim zdaniem zupełnie niepotrzebny, choć być może oddawał w jakimś stopniu prawdę o tamtych czasach, kiedy to surowo karano przemytników opium, bo tylko Korona Brytyjska miała prawo do eksportu tego narkotyku. Główny wątek zaczyna się robić ciekawy pod koniec, gdy nad bohaterami zawisa prawdziwe niebezpieczeństwo. Przez pół książki jednakże miałam wrażenie zupełnego braku napięcia. Faktem bowiem jest, że Dickens zaczął pisać Tajemnicę Edwarda Drooda i faktem jest, że zakończenia do tej pory nie poznano. Z tej perspektywy wysiłki bostońskiego wydawcy wydają się z góry skazane na niepowodzenie, a skoro tak - to po co o nich czytać? Moja cierpliwość została jednak nagrodzona, bo pod koniec wiele rzeczy się wyjaśnia, a i nieobecność zakończenia Tajemnicy dość udatnie autor wykoncypował.
Mnie się ta książka podobała również ze względu na moje upodobanie do dziewiętnastowiecznego dekorum. Autor zgrabnie opisał ówczesną rzeczywistość, nie stroniąc od pokazywania londyńskich zaułków i palarni opium, ale nie epatując tym nadmiernie, jak to już w niejednej współczesnej książce o tamtych czasach widywałam. Składamy wizytę w rezydencji Dickensa i uczestniczymy w aukcji jego rzeczy (swoją drogą przypomniała mi się obawa pani Ash z Opętania, aby z jej mężem nie było jak z Dickensem, którego rzeczy zostały rozdrapane nad świeżą jeszcze trumną - Pearl to doskonale pokazał). Poznajemy też rzeczywistość spotkań autorskich z Dickensem a Ameryce, które jako żywo przypominały dzisiejszą walkę o bilety na koncert jakiejś megagwiazdy.
Dla kogo?
Dla moli książkowych, które mają ochotę na trochę emocji, ale bez przesady. Dla miłośników Dickensa i literatury w ogóle, którzy lubią książki o książkach. No i oczywiście dla fanów dziewiętnastego wieku. :)
Ocena:
7/10
8 komentarze:
Wygląda na smakowity kąsek :)
Wczoraj w bibliotece miałam to nawet w ręce, ale jednak nie wzięłam, trafiły się bardziej obiecujące książki ("Klub Dantego" czytałam bez bólu, ale i bez zachwytu, więc ten autor nie jest wśród "priorytetowych"). Może następnym razem.
O nieeeee.... po tym jak prawie umarłam (z nudów) na "Klubie Dantego", mam uraz do autora, którego już chyba nie przezwyciężę.
A ja przekartkuję, jak natrafię w księgarni, bo lubię książki o książkach.
Chyba czas się wybrać do jakiejś dobrej księgarni i zobaczyć toto :)
Klub Dantego był taki sobie.
Po twojej recenzji wnioskuję, że ta książka również jest w tym przedziale :]
nie lubię książek o książkach, także raczej nie dla mnie :)
Wspaniała książka. Po pierwsze - genialny kryminał, jak każda dotychczasowa pozycja Pearla. Po drugie - dla wielbicieli biografii pisarzy kąsek nie do pogardzenia, gdyż autor zgłębił życie Dickensa w najdrobniejszych szczegółach i wszelkie fakty, o których czytamy w "Zagadce..." miały miejsce naprawdę. Pochłonęłam i długo nie zapomnę, dokładnie tak samo, jak nie mogę zapomnieć przeczytanych kilka lat temu "Klubu Dantego" i "Cienia Poego".
Prześlij komentarz