Stanisław "Wiech" Wiechecki pewnie nie przypuszczał, że jego imieniem zostanie nazwany pasaż w samym centrum "naszej kochanej Warszawy", jak często pisał o stolicy. Gdy zaczynał dopiero karierę literacką, ani mu w głowie nie postało, że wiechem nazywać będą specyficzną gwarę warszawską, którą uwieczniał w swoich felietonach. Natknęłam się dziś w domowej biblioteczce na ich zbiór, pt. Wisła się pali, wydany w 1967 r., i spędziłam przy nim wielce udatne popołudnie. Ten język, ten humor!
Tego się nie da opisać. To trzeba przeczytać. Moi drodzy zapraszam na spotkanie z Wiechem.
RYSOPISY NA ROGACH
– Gdzie leciem?
– Zaraz, czekaj pan... nie mogie sobie przypomnieć... ulica Rabinadra... Rabinata...
– Rabina Tagore? Górny Mokotów?
– Właśnie. Zgadłeś pan, tak jest. Patrz pan, dwa lata mieszkam i nie mogie spamiętać. Rabina Tagore, szesnaście. A nie wiesz pan czasem, co to za rabin, że ulice mu dali?
– Co mam nie wiedzieć. Cadyk cudotwórca z Góry Kalwarii. Uczony człowiek i zamożny. Loterie na szpigiel trzymał. Przed wojną ma sie rozumieć. To jak jechał z organistą na grójeckie kolejkie, dziesięć dwanaście taksówek za namy zapychało religijnych współwyznawców. Mniej jak piątaka za kurs nie dawał i zaraz mogłeś pan te piątkie, za dwie dychy odpalić i jeszcze sie o nią bili.
– Pan, jako stary warszawiak, możesz to pamiętać, ale kto niedawno zamieszkuje, ciemny jak tabaka w rogu, nie orientuje się w tych nazwiskach. Gdzieś to powinno być objaśnione.
– Faktycznie, że powinno, bo często-gięsto pasażer z prowincji sie pyta, dlaczego ta dana ulica tak sie nazywa, co to za jeden był ten facet. Jest na przykład na Służewcu ulica Wężyka. Owszem, na rogu Orgodowej i Przyokopowej prowadził Wężyk do samej wojny knajpe III kategorii na miejscu i na wynos. Interes znany w całej Warszawie – sławny człowiek. Ale czy o niego sie rozchodzi, nie wiadomo, bo o wiele tak, ulica powinna sie znajdować w okolicy Kiercelaka. Co robi Wężyk na Służewcu – sprawa zagadkowa. Gdzie tu logika? Albo na Sadybie egzystuje ulica Rumiana, a w „Podwieczorku przy mikrofonie” bierze wciąż udział artysta pod nazwiskiem Andrzej Rumian, bądź pan mądry, czy to wszak o niego sie rozchodzi. Czytałem pare dni temu nazad, że tak dalej być nie może, że Rada Narodowa ma nam umieścić na każdym rogu takiej dwuznacznej ulicy tabliczkie z detalicznem rysopisem każdego historycznego faceta. Data urodzenia, imiona rodziców, stan cywilny, zawód, miejsce pracy, znaki szczególne i temuż podobnież. Ale to sie wałkuje już ładne pare lat i przypuszczam, że wątpie, czy kiedy wejdzie w użycie.
– A ja myśle, że chyba nareszcie tak, bo koszta nie takie wysokie, a oświata będzie sie szerzyć na każdym rogu.
– Na razie mamy jeszcze innych wydatków do cholery i troszkie.
– Ale to tyż ważne, po mojemu każda jedna ulica powinna być objaśniona. Na przykład Cyryla i Metodego. Ludność powinna wiedzieć, ci to za jedne byli ten Cyryl i Metody.
– Tu niepotrzebna tabliczka – każden sie domyśla.
– Także samo nie wiadomo, kto to była ta Etiuda.
– Jak?
– Etiuda.
– Nie słyszałem.
– Nie słyszałeś pan o ulicy Etiudy Rewolucyjnej, niedaleko Woronicza?
– Imie niemieckie, żeńskie, widocznie ktoś z NRD.
– Tak czy siak, o wiele dojdzie faktycznie do tych tabliczek, za jedną fatygę powinno sie zmienić różne satyryczne ulice jak: Figowa, Daktylowa, Cytrynowa, Rodzunkowa, Łososiowa. Gdzie kto widział na Siekierkach takie delikatesy? Owszem, ulica Pietruszki, Rzadkiewki, Cebulowa. Ziemniaczana mogą się zostać.
***
Byłem świadkiem tej rozmowy, jadąc „na przybłędę” warszawską taksówką. Nie podzielam pesymistycznych przeczuć sympatycznego kierowcy – tabliczki an pewno wreszcie będą. Miło będzie nam wszystkim przeczytać sobie „rysopis” znakomitego hiduskiego poety i filozofa Rabindranatha Tagore czy Franciszka Wężyka czcigodnego pamiętnikarza, posła na sejm i senatora (1785 – 1862).
Sam interesuję się żywo, co to za jeden był ten „Wejnert”, na którego ulicy od pewnego czasu zamieszkuję. Umierając z ciekawości czekam na tabliczkę.
PS. Ach ach, naprzeciwko ulicy Wejnerta mieszkałam przez pierwsze osiem lat mojego życia. Całe podwórkowo-trzepakowe dzieciństwo. A teraz... tam gdzie rosły kasztany i były trzepaki, zbudowano biurowiec...
3 komentarze:
najbardziej podoba mi się język i sposób w jaki się nim posługiwano :)
Mnie resztki tej gwary warszawskiej zdarza się spotykać. Przypuszczam, że wątpie to już chyba klasyk... :D
"Wiech" Wiechecki miał na imię Stefan a nie Stanisław.
Prześlij komentarz