1. Easy A/ Łatwa dziewczyna
Szczerze mówiąc, myślałam, że trafię na kolejną głupią komedię dla nastolatków, ale naprawdę miło się rozczarowałam! Ten film łamie kilka schematów: bohaterką jest inteligentna i pewna siebie dziewczyna, która ma wspaniałą rodzinę i nie musi potwierdzać swojego poczucia wartości tym, że pokocha ją jakiś książę z bajki. Poza tym jest autentycznie miła i ma dobre serce, a jej prześladowczynią nie jest wcale "najpopularniejsza dziewczyna z High School", tylko banda nawiedzonych dewotów. Opowieść zaczyna się od niewinnego kłamstwa: Olive, naciskana przez pseudoprzyjaciółkę, mówi, że w ostatni weekend straciła dziewictwo podczas "jednorazowej nocy". Plotka rozprzestrzenia się na całą szkołę, a Olive z różnych względów postanawia ją podtrzymywać. W końcu zyskuje sobie naaaprawdę złą reputację, ALE potrafi sobie z tym poradzić, i to z wdziękiem i humorem. Podobał mi się brak przesadyzmu i całkiem dużo naturalności w zachowaniu i dialogach postaci. No i rodzice Olive - odjazdowi! :)
2. Tara road/ Droga do Tary
Jest to ekranizacja powieście Maeve Binchy. Opowiada o dwóch kobietach: Irlandce Rii, która dowiedziała się właśnie o zdradzie męża i Amerykance Marlin, która przeżywa żałobę po nastoletnim synu. Los splata ich ścieżki niespodziewanie, kiedy obie postanawiają wymienić się na dwa miesiące domami (tak, dokładnie jak w Holiday :). Zmiana miejsca pobytu to znana recepta na chore serce, a i w tym przypadku, jak można się domyślać, przyniosła pozytywne skutki. W tle mamy jeszcze malwersacje męża Rii i zakończenie, które można określić jako: kobiety rządzą! Film w sam raz na przyjemne, niedzielne przedpołudnie.
3. Robin Hood
Długo się zbierałam, aby obejrzeć ten film, bo myślałam, że będzie nudnawy i pełen patosu. A tu wcale nie! Historia skupia się w dużej mierze na międzynarodowej polityce i wojnie, w której Robin jest tylko małym kamykiem, zdolnym jednakowoż poruszyć lawinę. Podobało mi się to, że został on przedstawiony jako łapserdak, szaławiła i awanturnik, a nie, jak to bywało w innych filmach, rycerz bez skazy. (Ej, no w końcu mówimy o Księciu Złodziei, napuszona mina Kevina Costnera jakoś nigdy mi do tego nie pasowała.) Oczywiście nie obyło się w jednym momencie od typowo hollywoodzkiej przemowy ku pokrzepieniu serc oraz zupełnie bezsensownej, za to efektownej bitwy. Ale niech! I tak film wychodzi na plus.
4. Breakfast with Scot/ Śniadanie ze Scotem
Ten film sprawił, że przez chwilę zapragnęłam być mężczyzną i wyjść za geja. :P Opowiada o męsko-męskiej parze: spokojnym, dobrze ułożonym prawniku Samie i byłym mistrzu gry w hokeja, obecnie sportowym prezenterze, Eriku. Ich życie się zmienia w momencie, gdy Sam zostaje obarczony opieką nad Scotem - synem zmarłej partnerki swojego brata, który obecnie przebywa w Rio i w nosie ma udawanie tatusia. Scot jest naprawdę dziwny. Plakat obok nie oddaje ani trochę jego dziwności: skłonności do śpiewania kolęd w październiku, noszenia biżuterii i przytulania się do każdego, nawet do swoich prześladowców. Eric mówi nawet do Sama, że Scot prawdopodobnie jest gejem (ale to nie nasza wina, dodaje, już wcześniej taki był!) No i tu leży pies pogrzebany: Erica, który generalnie swoją orientację utrzymuje w tajemnicy, Scot denerwuje i zawstydza. Doprowadza do szału. Trudno mu zaakceptować jego inność. I chyba właśnie o tym jest ten cały film: o akceptacji i miłości, która idzie z nią w parze. Naprawdę mi się podobał!
5. The Sorcerer's Apprentice/ Uczeń czarnoksiężnika
Disnejowska produkcja z Nicolasem Cage'm i Monicą Bellucci trochę mnie rozczarowała. W końcu, hej, Piraci z Karaibów to też Disney, a wyszło znacznie lepiej. Tutaj miałam wrażenie, że ktoś przeczytał podręcznik "jak pisać komercyjny scenariusz" i wprowadził go w życie. Główny bohater, Dave, to typowy student-umysłowiec, uzdolniony fizycznie (fizycznie od fizyki, nie od mięśni) kujon, który zakochuje się w koleżance humanistce. Historia nie byłaby może tak ekscytująca, gdyby nie to, że po drodze nasz bohater okazuje się potomkiem Merlina, zdolnym władać potężnymi magicznymi mocami. Tę radosną wieść przekazuje mu czarownik Baltazar Blake (tak, ta postać to wypisz wymaluj połączenie profesora Baltazara Gąbki i Syriusza Blake'a!), którego Dave zostaje uczniem. Razem muszą stawić czoła wrogom i wygrać miłość dziewczyny (każdy ma swoją dziewczynę i swoją miłość oczywiście). Niezłe, ale okropnie przewidywalne.
6. The Merry Gentelman
To jest dość niezwykła opowieść. Oto Kate, bita przez męża, ucieka od niego w siną dal i instaluje się w zupełnie nowym dla niej, nieznanym mieście. Nie lubi pytań o przeszłość, nie chce się wiązać z żadnym mężczyzną. Kiedy poznaje Franka - mężczyznę, który pomaga jej wnieść do mieszkania choinkę, jest mu wdzięczna za nienarzucanie się i milczące wsparcie. Tyle że Frank, moi mili, jest seryjnym zabójcą z lekkimi skłonnościami samobójczymi. Po swojej ostatniej "robocie" miał już skakać z dachu, kiedy powstrzymał go krzyk Kate - wtedy właśnie zobaczył ją po raz pierwszy. Kate zupełnie nie rozpoznaje Franka, a Frank, sam chyba siebie zaskakując, obdarza ją przyjaźnią. Nie obędzie się oczywiście bez perypetii, bo w śledztwo w sprawie zabójstw jest zaangażowany sprytny policjant, który na dodatek zaczyna czuć coś do Kate. Jest to cichy film, bez żadnych fajerwerków, operujący obrazami, mimiką twarzy, spojrzeniami. Trochę mnie denerwowała Kate, z tym swoim syndromem wiecznej ofiary, za to Frank był naprawdę słodki. Trochę inny bożonarodzeniowy film.
7. The Killers/ Pan i pani Kiler
Ashton Kutcher to ciacho, Katherine Heigl też jest niczego sobie i już dla tej dwójki warto obejrzeć ten film. Kutcher w roli Spencera jest po prostu rozbrajający, gdy robi słodkie oczy do Jen, swojej żony, niezgrabnie próbując jej wyjaśnić, dlaczego zataił przed nią dość ważną rzecz. Taką mianowicie, że przed poznaniem jej pracował jako szpieg. Rzecz wychodzi na jaw, kiedy dawni mocodawcy Spencera chcą się z nim skontaktować, a z bliżej niezidentyfikowanych powodów dom naszego małżeństwa nawiedza cała horda płatnych zabójców, pragnących fachowo ich ustrzelić. To chyba nowy rodzaj komedii romantycznych, stworzony po to, by bawić i męską, i żeńską widownię. Nie wyszło źle.
4 komentarze:
Bardzo mi się podobał Robin Hood z Russelem Crowe - to chyba moja ulubiona ekranizacja, może dlatego, że najmniej oklepana i najbardziej osadzona w realiach. Ale chętnie bym zobaczyła w kinie dalszy ciąg, a nie wiem, czy jakiś jest planowany.
Po raz kolejny czytam pozytywne opinie o Merry Gentleman. Chyba się na niego skuszę.
Widziałam "Łatwą dziewczynę". Zgadzam się z Tobą, że to dobry film. Świetne nawiązanie do literatury "Szkarłatnej..." oraz M. Twaina :) Bardzo mi się ten film podobał!Polecam go kolejnym osobą. A niech idzie w świat!
lilybeth - Mnie się podobała najbardziej właśnie ta końcówka, sugerująca, że to DOPIERO początek. Znając skłonność hollywoodzkich producentów do robienia sequeli dochodowych filmów, możemy się pewnie spodziewać kontynuacji...
slavkomir - Chyba niezbyt reklamowano ten film, bo gdyby nie blogi, nie wiedziałabym, że w ogóle istnieje.
The_book - Zauważyłam, że producentem jest Sony... Jakiś nowy gracz na hollywoodzkiej niwie? Może to jemu zawdzięczamy ten powiew świeżości w komediach? Też mi się podobał, śmiałam się przy nim gromko. :)
Prześlij komentarz