Zgorzkniała pizda, Maria Sveland

czwartek, 31 października 2013

0 komentarze
Tytuł iście sensacyjny. A zawartość?

O czym jest?
Główna bohaterka książki, Sara, mieszka w Sztokholmie, ma męża, dwuletnie dziecko i pracę dziennikarki. Przy tym czuje się zgorzkniała. Jak zgorzkniała stara baba. Jak zgorzkniała... (odsyłam do tytułu). Książka opowiada o jej życiu - dzieciństwie spędzonym w dysfunkcyjnej rodzinie, czasem studiów, pierwszej pracy, pierwszych doświadczeń związanych z macierzyństwem. Wszystko ukazane jest w retrospekcjach, ale w taki sposób, że czytelnik się nie gubi, wręcz przeciwnie. Jeden kawałeczek historii pasuje dobrze do kolejnego, mimo że chronologicznie są całkiem pomieszane. Klamrą spinającą wątki jest plan teraźniejszy - bohaterka udaje się na tygodniowy urlop na Teneryfę, bo ma dość świata, zimy, ludzi, wszystkiego. Na końcu powieści wraca - czy odmieniona?

Co o niej sądzę?
Powiem tak. Nie wiem co o "Zgorzkniałej piździe" sądzić. Nie będę owijać w bawełnę - książka miała być i jest feministyczną protest-powieścią. O tym jak trudno o równouprawnienie w dzisiejszym świecie, nawet w tak równościowym kraju, jakim jest Szwecja. O męskim egoizmie i kobiecej skłonności do poświęceń. O małżeństwie i macierzyństwie, w których kobieta albo się odnajduje i jest w miarę szczęśliwa, albo się nie odnajduje i zazwyczaj pozostaje nieszczęśliwa po kres swych dni, jako że kultura jej ewentualnego nieszczęścia w ogóle nie bierze pod uwagę.

Ja osobiście bardzo z feministyczną ideą równouprawnienia i równego traktowania kobiet i mężczyzn się utożsamiam, to taki konik mój nawet. Czytając tę książkę czasem kiwałam głową w zrozumienia, ale znacznie częściej nie mogłam powstrzymać się od facepalmu. Okrzyki "laska, ogarnij się!" tudzież "ale masz problem, kobieto", nie raz prawie wyrwałyby mi się z gardła. Bohaterka wydawała mi się często głupia i bezwolna, a do tego borykająca się z pewnymi nieprzepracowanymi problemami psychicznymi. Jej ocenę rodu męskiego bardziej utożsamiam z JEJ charakterem, a nie z facetami jako takimi. 

Trochę denerwowało mnie również jej bardzo roszczeniowe podejście do systemu (chyba mogę napisać nawet: Systemu) i pogląd na równouprawnienie, które ja nazywam równouprawnieniem au rebours. Co do pierwszego punktu - bohaterka ma na przykład pretensje o to, że nikt nie poinformował jej o możliwości karmienia dziecka mlekiem zastępczym, zamiast karmienia piersią. Pisze o kulcie karmienia piersią, którego padła ofiarą, bowiem z powodu zatorów i infekcji na długo wylądowała w szpitalu. 

Więc ja pytam się - a Internetów to nie ma, żeby się samemu doinformować? 

Albo ma pretensje do męża z powodu jego pracy: niedługo po urodzeniu dziecka, nie było go przez dziesięć tygodniu w domu, przyjeżdżał tylko na weekendy. Niemożliwość przerwania pracy argumentował tym, że kontrakt był już dawno ustalony.

Więc ja się zastanawiam - a to nie było tych dziewięciu miesięcy ciąży, może nawet jakiegoś planowania wcześniejszego, żeby takie rzeczy obgadać? Ustalić? 

Sara robi to, czego u ludzi nie cierpię (a to przypadłość zarówno mężczyzn, jak i kobiet) - najpierw się zgadza, udając, że jest ok, a potem ma cichą pretensję. Gdy pretensja urośnie do rozmiarów niebotycznych, wybucha, zalewając niczego niespodziewającego się partnera potokiem żalów.

Wnioski dotyczące równouprawnienia w związku (bo równość tę oficjalną, państwową, kobiety w Szwecji w jakimś stopniu wywalczyły, choć też nie całkowicie) Sara ma również nie przemawiające do mnie w żaden sposób. A mianowicie: skoro mężczyźni to egoiści, to my też bądźmy! Skoro oni nie mają poczucia winy, to my też nie miejmy! Szczerze mówiąc, wolę być nie-egoistką w związku z nie-egoistą, inna opcja wydaje mi się potwornie nieludzka, zimna i taka... brrr.

I tu pewna puenta. Mam wrażenie, że zamiast książki o różnicach damsko-męskich, przeczytałam książkę o różnicach kulturowych między Polską a Szwecją. Pewne rzeczy oczywiste dla Szwedek (np. długie urlopy ojcowskie) są egzotyczne dla Polek, pewne szwedzkie zachowania (milczenie o swoich potrzebach, nacisk na jednomyślność) są w Polsce zdecydowanie rzadziej spotykane. Stąd być może moje niezrozumienie dla głównej bohaterki. Cieszę się jednak bardzo, że tę książkę przeczytałam, jest ona na pewno ciekawym głosem w dyskusji bliskiej memu sercu.

Dla kogo?
Dla osób zainteresowanych społeczeństwem szwedzkim, feministek i anty-feministek (tak tak), dla każdego, kto nie wstydzi się w tramwaju wyciągnąć książkę zatytułowaną w ten sposób. ;)

Ocena:
6/10