Fionavarski Gobelin, Guy Gavriel Kay

niedziela, 1 grudnia 2013

Książka z gatunku fantasy, klasyka gatunku, ciężka cegła zawierająca ponad 1300 stron, omnibus mieszczący trzy powieści. Czytałam, czytałam i przeczytałam. Oto moje refleksje: :)

O czym jest?
Pięcioro kanadyjskich studentów zostaje przetransportowanych do Fionavaru - magicznego świata, będącego "pierwszym ze wszystkich światów Tkacza". W rzeczonej krainie każde z nich dostanie misję do wypełnienia, w ostatecznym rozrachunku to od nich w dużej mierze będzie zależało być albo nie być Fionavaru i innych światów.

Co o niej sądzę?
Teraz tak. Dlaczego akurat ta piątka a nie inna, tego się do końca nie dowiedziałam, co szczerze mówiąc trochę zaczęło mnie frustrować. Dlaczego akurat Fionavar jest tak ważny i wydarzenia w nim rozegrane rzutują na inne światy - tego też nie wiem. Oddzielną refleksję poświęciłam pytaniu dlaczego - skoro fionavarczycy znali nasz świat i mogli się w nim pojawiać - nie przenieśli do swojego choćby zdobyczy technicznych, o kulturze, nauce i medycynie nie wspomnę. Wiele było w tej książce takich arbitralnych rozwiązań, których nijak nie potrafiłam zrozumieć, a zasada "tak, bo tak" przestała mi jako czytelniczce wystarczać z piętnaście lat temu.

Geneza opowieści nie powaliła mnie na kolana, a potem było jeszcze dziwniej. Niektórzy bohaterowie przypadkowo okazali się być wcieleniami różnych ludzi, na scenie pojawili się wygnani książęta, egzotyczne księżniczki, koczownicze waleczne plemiona, dzikie puszcze z magicznym tałatajstwem... róg obfitości pełen. Fabuła została rozciągnięta do granic możliwości, aby pomieścić jak najwięcej mitologicznych i fantastycznych toposów, a autor poświęcił wiele wysiłku na splecenie tego razem. Tutaj zastrzeżenie: uwielbiam Kayowskie "Ostatnie promienie słońca", bardzo podobała mi się także "Tigana". Wiem że "Gobelin" to wcześniejsza książka autora i już tutaj widziałam cechę, którą doceniłam w jego późniejszych powieściach: gruntowne przemyślenie fabuły. U Kaya nie ma zazwyczaj zbędnych wątków i postaci, nawet te z pozoru oderwane od głównego nurtu wydarzeń scenki przydają się, by spuentować opowiadaną historię. Jednakże moim zdaniem w "Gobelinie" wszystkiego było za dużo i za szybko, naćkane przeokropnie. Pod koniec miałam wrażenie, że kilka scen powstało tylko po to, by autor miał co zrobić z powołanymi wcześniej do życia postaciami.

Na wzmiankę zasługuje również styl autora, do którego na początku nie mogłam się przyzwyczaić, a i pod koniec, mimo 1300 stron za sobą, nie bardzo polubiłam. Pompatyczny taki. Epicki i sztuczny - niestety. Co dziwne, książki nie czytało się źle, wciągała w swój świat i tylko przy niektórych opisach człowiek wydawał z siebie lekko zażenowany chichot. 

Podsumowując - nie jest to książka, która uderzy was realizmem i wciągnie jak bagno. Wydarzenia dzieją się szybko, ale głównie dlatego, że autor nie poświęca ich opisowi zbyt wiele miejsca. ;) Konnica będzie śmigać po całym kontynencie bez wytchnienia, ludzie będą się teleportować w dogodnych momentach, komuś przyśni się coś, co akurat uratuje sytuację... te sprawy. Z drugiej strony, miała ta powieść swój urok, jakiś taki własny rytm, który sprawiał, że ją czytałam. I czytałam. I czytałam... ;)

Dla kogo?
Dla kogoś poszukującego niezobowiązującej lektury na jesienne wieczory. Autor tej książki jest dobrym pisarzem, tylko podczas tworzenia jej jeszcze o tym nie wiedział. Ale wy podczas lektury to wyczujecie. :)

Ocena:
6/10

1 komentarze:

Mały szary człowiek pisze...

Świetny blog, będę tu częściej bywać. zapraszam do mnie ;)

Prześlij komentarz