9 części pożądania, GERALDINE BROOKS

niedziela, 21 marca 2010

3 komentarze
Bardzo ciekawa książka, warta poszukiwań w antykwariatach lub bibliotekach.


O czym jest?
G. Brooks jest dziennikarką, która wiele lat spędziła podróżując po Bliskim Wschodzie i przyglądając się sytuacji społeczno-obyczajowej tamtejszych kobiet. W wyniku różnych jej przeżyć, doświadczeń i obserwacji powstała ta książka. Autorka opisuje każdy aspekt życia kobiety w świecie islamskim - jako żony, matki, pracowniczki, polityczki, wojowniczki o wolność, profesorki na uniwersytecie itd itp. Przedstawia nam Egipcjankę, która zdecydowała się zamienić minispódniczki na hidżab, rewolucjonistki irańskie, Nur - królową Jordanii, saudyjskie arystokratki, nauczycielki w szkołach żeńskich, żołnierki z Emiratów Arabskich, amerykańskie żony muzułmańskich mężów i muzułmańskie żony jednego męża. 

Dowiadujemy się więc z pierwszej ręki o tym jak żyją (a raczej żyły, gdyż książka jest z 1994 r., a więc sprzed 15 lat) kobiety wyznające religię, która w świecie zachodnim jest uznawana za niezwykle wobec nich opresyjną. Brooks skupia się w każdym rozdziale na jednym temacie: małżeństwo, polityka, wojna czy nauka i snuje opowieści o kobietach, ilustrujące doskonale jej wywód. Nie waha się sięgać do Koranu, często też wraca do czasów Mahometa i jego żon, by wytłumaczyć skąd w islamie wzięła się taka a taka tradycja.

Co o niej sądzę?
Ta książka jest fascynująca. Wzbudza wiele emocji: irytację, niedowierzanie, współczucie, w końcu - niewysłowioną ulgę, że nie urodziłam się w jednym z opisywanych społeczeństw. Brooks obnaża i wytyka przede wszystkim krzywdzące, opresyjne, infantylizujące, bezduszne zasady, jakie w świecie islamskim obowiązują kobiety. Równocześnie pokazuje - cytując Koran i przekazy o życiu Mahometa - że tak wcale nie musi być, bo większość tych zasad spokojnie można by było, nie sprzeciwiając się Objawieniu, znieść.

Spotkałam się z opinią, że książka ta jest dość obiektywna, że nie atakuje religii muzułmańskiej jako takiej, ale właśnie "błędy i wypaczenia" ludzi (mężczyzn), którzy po prostu źle interpretują Koran. Nie do końca się z tą tezą o obiektywności zgadzam, odniosłam bowiem wrażenie, że autorka nie podaje żadnych pozytywnych przykładów, które pokazywałyby, że życie kobiety islamskiej może być szczęśliwe. Szczęśliwe kobiety to fanatyczki, bądź osoby nie zdające sobie sprawy, w jakim nieszczęściu żyją. Osobiście zgadzam się w dużej mierze z przesłaniem autorki, jednak tę nieobiektywność muszę odnotować.

Bardzo interesujące jest pochodzenie tytułu. Otóż okazuje się, że według islamu pożądanie rozkłada się na obie płcie w stosunku 9:1 - dziewięć części na kobiety i jedna na mężczyzn. Kobiety są stworzone by kusić, uwodzić, wyprowadzać mężczyzn na manowce, są słabe i szybko im ulegają. Dlatego właśnie muszą zakrywać się chustą (by nie kusić), nie mogą odmawiać modlitw (bo ich głos może rozpraszać mężczyzn), a karą za nieposłuszeństwo żony jest odmówienie jej przez męża seksu.

Dla kogo?
Polecam tę książkę przede wszystkim kobietom, bo to o nas jest tutaj mowa. Byłyśmy przez wieki pomijane, dyskredytowane, lekceważone, traktowane jak wyposażenie wnętrza, tania siła robocza lub narzędzie do reprodukcji. Nasza sytuacja bardzo się przez ostatni wiek zmieniła, okazuje się jednak, że są zakątki świata, w których nadal w kobiecie nie widzi się pełnowartościowego człowieka. Kończąc książkę, dziękowałam w duchu za to, że nie żyję w kraju, gdzie władzę mają fanatycy religijni. Niezależnie o jakiej religii mówimy.

Ocena:
8/10

Dziecko Gwiazd Atlantyda, MICHALINA OLSZAŃSKA

środa, 17 marca 2010

24 komentarze
Nie wiem czemu, ale ta recenzja została parokrotnie przekopiowana do innych miejsc. Chciałabym więc zaznaczyć, że ten blog jest jedynym miejscem w internecie, gdzie recenzowałam książkę Michaliny Olszańskiej. Nigdzie indziej tej recenzji nie zamieszczałam, ani nie pisałam innych, więc ktokolwiek piszący pod moim nickiem - to nie ja. :) Howgh.

Zawzięłam się i dokończyłam tę książkę. ;)


O czym jest?
Atlantyda jest najwspanialszym królestwem na świecie, pokojowym, ale potężnym. Córka władcy Atlantydy nazywa się Meihna. Charakteryzuje ją niespotykana uroda, niechęć do zabijania zwierząt, spryt i płaczliwość. Nie jest generalnie przygotowana do zadania ratowania Atlantydy, ale będzie musiała mu podołać. Oto bowiem jej ojciec i brat - następca tronu - zostają zabici (na śmierć), a rządy obejmuje młodszy brat, trzynastolatek, który wydaje wszystkie pieniądze na hulanki i swawole, a na dodatek otacza się niewłaściwymi ludźmi. Jeden z jego nowych koleżków chce zniszczyć wspaniałą Wyspę.

Meihna wyrusza więc w podróż w poszukiwaniu maga-wybawiciela, poznaje po drodze ukochanego i stawia czoła różnym niebezpieczeństwom. Całość przywodzi na myśl bajki z cyklu "zadanie do wypełnienia", "potwór do pokonania", "czarodziejska kraina do przebycia".

Co o niej sądzę?
Niestety, ta książka jest dowodem na to, że za pisanie powinni brać się ludzie dorośli. Gdyby jeszcze wystawiano ją w dziale młodzieżowym, dziecięcym... Nie jest wysokich lotów, ale dla egzaltowanej panienki stanowiłaby pewnie łakomy kąsek. Dla dorosłych czytelników jest to lektura raczej niestrawna. Po pierwsze - styl. Jest absolutnie niedopracowany. Dialogi to raczej zapisy rozmów, opisy akcji wołają o pomstę do nieba! (Nie są wyjątkiem akapity rozciągające się na 2-3 strony.) Roi się od błędów stylistycznych i składniowych, tak jakby redaktor na oczy nie widział maszynopisu. Przyznać muszę, że opisy przyrody są bardzo plastyczne i pokazują wrażliwość autorki, jednak znowu - zachwycałabym się nimi dziesięć lat temu, teraz już nie.

Od fabuły zgrzytają zęby. Ścierpiałabym ten kanciasty styl, gdyby opowieść była wciągająca. Ale nie jest! Fabuła to zapis scen, urywków zdarzeń, które niby tworzą jakąś spójną całość, ale gdyby wyciąć połowę, to tak naprawdę nie zrobiłoby to żadnej różnicy. Przygody bohaterki podczas jej podroży to już w ogóle szczyt szczytów. Niby później się okazuje, że to tak specjalnie, że to wszystko potrzebne itd, no ale czytać przez 200 stron o czymś, co sama bohaterka komentuje tak?
"Przeszłam dużo, ale właściwie nie wiem po co. Spotykały mnie dziwne, bezsensowne rzeczy."
Poza tym kreacja bohaterki (bo inne postacie są ledwie zarysowane, właściwie nie mają osobowości) jest źle pomyślana. Meihna ma niby wyróżniać się pięknem duchowym, a jest tchórzliwa, kłamie na potęgę, daje się bezwolnie nieść wydarzeniom, traktuje innych z wyższością itd. Przemiana, jaka niby w niej zaszła jest absolutnie niewidoczna. 

Dobrze, czemu więc w ogóle czytałam tę powieść skoro jest taka beznadziejna? Z dwóch powodów: po pierwsze książka jest tak pięknie wydana, że ogromną przyjemność sprawiało mi trzymanie jej po prostu w rękach. Zapach kartek i skrzypienie obwoluty o okładkę działa na mnie w sposób kusząco-przyzywający. Po drugie, miałam cały czas na względzie, że powieść tę pisała piętnasto- czy szesnastolatka, co łagodziło w pewien sposób irytację, no bo czego więcej spodziewać się po tak młodej autorce?

Dla kogo?
Dla osób kupujących książki w celach dekoracyjnych. :D Poza tym dla młodych panienek - myślę, że książka może być dobrym prezentem dla bujającej w obłokach małolaty, bo nie zawiera prawie scen przemocy, pełna jest metaforycznych opisów, propaguje miłość do przyrody itd. Również dla tych, którzy chcą sami przekonać się czy wydawanie dzieł nastolatków ma jakikolwiek sens. Moim zdaniem nie ma.

Ocena:
2/10

Jestem komunistyczną babą!, DAN LUNGU

niedziela, 14 marca 2010

3 komentarze
Przeczytałam w ciągu jednego popołudnia:


O czym jest?
Rumuński pisarz zaznajamia nas z Emilią - niemłodą już kobietą, matką dorosłej córki i żoną małomównego męża. Rzecz dzieje się w dość niesprecyzowanych czasach współczesnych. Nie ma odwołań do integracji z Unią Europejską czy innych wydarzeń pozwalających dokładnie stwierdzić czy są to wczesne lata dziewięćdziesiąte czy późne dwutysięczne. W każdym razie - komunizm się skończył, Najukochańszy Syn Narodu zakończył rządy i żywot w dramatycznych okolicznościach, a ludzie tacy jak Emilia zostali pozostawieni sami sobie. Co to były za czasy, ta komuna! Tak dobrze im się wiodło, praca była dla każdego, jedzenia - w bród, urlopy spędzało się na wycieczkach w górach i nad morzem, a na obiad w restauracji można było sobie pozwolić w każdą niedzielę. 

Emilia wspomina i przeżywa. Wraz z nią cofamy się do czasów dzieciństwa, aby przyjrzeć się metodom produkcji kiziaku (opału na bazie krowich kup), śledzimy ją, kiedy postanawia wyruszyć do miasta (bo NIE CHCE ZOSTAĆ WSIOWYM GŁUPKIEM), zaglądamy do warsztatu wyrobów metalowych, w którym się zatrudniła, słuchamy niewybrednych żartów towarzysza Mitu o Nicolae i jego żonie Elenie, obserwujemy rzeczywistość tamtego okresu oczami Emilii, przefiltrowanymi przez jej nostalgię. Towarzyszymy jej także w jej obecnym życiu - kiedy rozmawia z córką, emigrantką mieszkającą w Kanadzie o przeszłości, kłóci się z mężem, odwiedza sąsiadki. Zbliżają się wybory... na kogo zagłosuje Emilia?

Co o niej sądzę?
Podobała mi się ta króciutka książka, nie tyle konkretnie ze względu na przesłanie jakie niesie, bo jest ono moim zdaniem ździebko powierzchowne, ale ze względu na styl. Styl jest uroczy, zabawny, nieźle pomyślany. Kiedy Emilia opowiada z perspektywy dziecka - jej myśli są zapisywane w ten sposób. Inaczej stylizowane są fragmenty opowiadające o jej czasach młodości - inaczej te o czasach współczesnych. Wszystkie te fragmenty są zresztą przemieszane ze sobą, nie tworzą chronologicznej ciąglości.

Co do samej fabuły, to jest ona pomyślana w taki sposób, aby skonfrontować trzy rzeczywistości; tę obecną, smutną i biedną, wspomnienia Emilii, kiedy wszystko się tak pięknie układało i wspomnienia innych ludzi, widzących czasy komunizmu w zupełnie odmiennym świetle. Pod koniec wkrada się trochę łopatologii, nie na tyle dużo jednak, bu psuć przyjemność z czytania.

Dla kogo?
Sądzę, że jest to książka, po którą mogą sięgnąć wszyscy. Styl, humor i konstrukcja sprawiają, że szybko i z zaciekawieniem się ją czyta. Interesujące są opisy życia za komuny, historia o tym jak Nicolae Ceausescu  odwiedzał miasteczko Emilii jest po prostu boska! Możemy też porównać rumuńską rzeczywistość z tym, co znamy z opowiadań/filmów/książek dotyczących PRL (bądź, jeśli chodzi o starsze pokolenia - co pamiętamy). Rumuńska nostalgia za komunizmem niewiele różni się od nostalgii polskiej, dlatego jestem ciekawa jak zareagowaliby na tę książkę polscy odpowiednicy Emilii...

Ocena: 
8/10 

Remanent - stosiki

sobota, 13 marca 2010

8 komentarze
Zgarnęłam z półek wszystkie zakupione/wypożyczone ostatnimi czasy książki. Zaczęłam je już czytać (czasem tylko kilka stron, czasem - jak w przypadku tej grubej niebieskiej - ponad połowa):


Stos nr 1:
  1. C. Sittenfeld - Szkoła uczuć - rzecz o dorastaniu, prywatnej szkole z internatem i okrucieństwach wyrządzanych przez, zdawałoby się, dzieci z dobrych domów.
  2. P. Simons- Jeżdziec miedziany - druga wojna światowa, Leningrad, wielka miłość i niebezpieczna tajemnica.
  3. G. Dahlquist - Szklane księgi porywaczy snów - dziewiętnastowieczna Anglia, trójka bohaterów: bogata panienka, płatny zabójca i niemiecki lekarz przeciw spiskowi, wykorzystującemu alchemię do przejęcia władzy (nad światem?).
  4. M. Protasiuk - Punkt Omega - steampunk pisany straszliwie naukowym językiem.
  5. E. Malinowska - Taniec nad przepaścią - rosyjska pisarka roztacza opowieść spod znaku magii i miecza, ze spiskami i walką o władzę w roli głównej.
  6. D. Brown - Zaginiony symbol - zagadki, masoni i psychopaci w Waszyngtonie.
  7. R. Kapuściński - Imperium - świadectwo rozpadu ZSSR.

     Stos nr 2:

    1. A.C. Doyle - Sherlock Holmes i wampir z Sussex - kilkanaście opowiadań o sławnym detektywie.
    2. D. Lungu - Jestem komunistyczną babą - rumuński pisarz opisuje współczesną nostalgię za dawnymi słusznie minionymi czasami.
    3. B. Pawlikowska - W dżungli miłości - poradnik, zbiór opowieści mówiący o tym jak się w tytulowej dżungli nie pogubić.
    4. G. Brooks - 9 części pożądania - reportaże-opowieści o kobietach w islamie. Bardzo ciekawe!
    5. R. van Gulik - Sędzia Di i perła cesarza - zagadka kryminalna ze starożytnymi Chinami w tle.
    6. A. Tchaikovsky - Imperium Czerni i Złota - fantasy dziejące się w oryginalnym świeci i opowiadające przede wszystkim (choć nie tylko) o wojnie.
    7. M. Faber - Szkarłatny płatek i biały - epopeja miłosno-obyczajowa rozgrywająca się w wiktoriańskiej Anglii (tak wynika z opisu na tylnej okładce).
    8. C. Sanchez-Audrade - Coco - powieść o sławnej projektantce.
          Nie wiem kiedy ja to przeczytam!!! Na pierwszy ogień pójdą te z biblioteki, żeby za długo ich nie przetrzymywać. Generalnie czytam kilka książek na raz, w zależności od nastroju, więc trudno powiedzieć, którą skończę najpierw...

          Ostatni patrol, SIERGIEJ ŁUKJANIENKO

          niedziela, 7 marca 2010

          6 komentarze
          Po dłuższej przerwie spowodowanej pisaniem pracy mgr, powracam z recenzją Ostatniego patrolu (choć będzie głównie o Patrolach ogólnie).


          O czym jest?
          Ostatni patrol to czwarta, ostatnia (jak na razie) część cyklu, wcześniejsze to: 
          Wydarzenia z poprzednich książek łączą się ze sobą, tworząc większą, dość skomplikowaną, ale prostą w odbiorze intrygę, dlatego nie polecam czytania "od środka". Głównym bohaterem jest w zasadzie Anton Gorodecki. W Nocnym Patrolu poznajemy go jako początkującego funkcjonariusza Jasnych, potem jednak nasz gieroj pnie się po szczeblach kariery w tempie iście piorunującym, toteż w Ostatnim patrolu mamy już do czynienia z niezłą szychą. 

          Moskwa, czasy współczesne: obywatele tłoczą się w metrze, policjanci upierdliwie sprawdzają ci papiery, lumpy szczają pod murkiem, a bogaci biznesmeni rozbijają się swoimi wspaniałymi autami. Skąd my to znamy? ;) Ale niech pozory nas nie mylą. Świat opisywany prze Łukjanienkę, to świat niejako podwójny. Otóż obok naszej zwykłej rzeczywistości istnieje druga, nakładająca się na nią - Zmrok. W Zmroku generalnie wszystko jest podobne, ale ciemniejsze, chłodniejsze, zimniejsze... Człowiek znajdujący się tam porusza się w normalnej rzeczywistości bardzo szybko, przechodzi przez zamknięte drzwi, widzi emocje otaczających go ludzi. No jednym słowem "nadrzeczywistość", do której nie każdy ma wstęp, przejść tam potrafią bowiem tylko co poniektórzy - z tym darem trzeba się urodzić. Nazywa się ich Innymi: Ciemnymi (czyli tymi, którzy w nosie mają dobro innych ludzi, a więc wszelkiego rodzaju czarownice, demony, wampiry, wilkołaki i insze tałatajstwo) oraz Jasnymi (to ci, którzy starają się uszczęśliwić ludzkość). Oczywiście wszystko w tajemnicy, normalni ludzie nie mają o niczym pojęcia.

          Walka między Ciemnymi i Jasnymi trwa od wieków, aczkolwiek ostatnie tysiąc lat było w miarę spokojne, bo Ciemni i Jaśni zawarli Pakt równoważący ich wpływy na świecie (bo Zmrok to sprawa ogólnoświatowa, nie tylko rosyjska). Aby Pakt się utrzymywał wprowadzono Patrole: Nocny, złożony z Jasnych (działają w nocy, kiedy wampiry i wilkołaki atakują) i Dzienny, złożony z Ciemnych. No i jeden i drugi próbuje upilnować zwykłych Innych, żeby nie czynili zbyt dużo zła (lub dobra), a także siebie nawzajem, żeby druga strona czegoś nie kombinowała. A w Moskwie dzieje się naprawdę dużo. Każdy każdego próbuje wykiwać, zdobyć trochę przewagi, zagrać na nosie, wysnuć zabójczą intrygę. Ciemni walczą z Jasnymi, ale akurat w Ostatnim patrolu muszą połączyć siły, bo zaczyna zagrażać im zupełnie nowe niebezpieczeństwo...

          Co o niej sądzę?
          Opis świata może brzmieć banalnie, ale sama fabuła banalna nie jest. Intryga jest skonstruowana w sposób przemyślany, dzięki czemu książki czyta się trochę jak kryminał. Postacie są wyraziste, żywe, i nawet te drugoplanowe zapadają w pamięć. Poza tym naprawdę dobrą miałam zabawę czytając o interpretacji historii tej nowszej i tej dawniejszej w "zmrokowej" interpretacji: druga wojna światowa oczywiście wywołana została przez Ciemnych, komunizm to nieudany eksperyment Jasnych, którzy chcieli uszczęśliwić ludzi na siłę, itd. Autor wystrzega się dzielenia bohaterów na dobrych i złych. Anton, mimo że jest Jasnym Innym, zachowuje się czasem paskudnie, przyjaźni z wampirem, podważa autorytet przełożonych. A zepsuta do szpiku kości Ciemna zakochuje się po uszy i zupełnie zmienia postępowanie.

          Styl to według mnie jedna z mocniejszych stron tych książek. Rosyjski taki. Czuć tę wschodnią nutę w prowadzeniu opowieści, dialogach, opisach. Taki lekki dystans, brak na siłę potęgowanej grozy, lekkość, ironię, ponury sarkazm niekiedy. Styl w ogóle nie przystaje ani do okładek, które są horrorowate, ani do filmów, które zrobiono na podstawie pierwszej i drugiej części cyklu.

          Dla kogo?
          Sądzę, że Patrole to jedna z ważniejszych pozycji rosyjskiej fantastyki i rosyjskiej literatury popularnej w ogólności (w każdym razie tej tłumaczonej na polski), toteż dla tych co lubią poczytać sobie nowinki literackie ze wschodu, może to być niezła gratka. Także ludzie lubiący czytać fantastykę, ale niekoniecznie tę spod znaku magii i miecza, znajdą tu coś dla siebie. Akcja wartka, także trudno się od tych książek oderwać!

          Uwaga, jeśli widzieliście film, to się nim nie sugerujcie. ;) Film mi się bardzo podobał, ale do książki on ma się nijak. Fabuła okrojona, zmieniona i w ogóle powykręcana na wszystkie sposoby, inna atmosfera itd. Ciekawostką jest to, że w Patrolu zmroku bodajże, jeden z bohaterów mówi, że miał dziwny sen... jechał żółtą ciężarówką, która na środku ulicy zrobiła fikołka - jest to scena z filmu, która w książce nie występowała. Bohater ten zastanawia się: może istnieje więcej rzeczywistości w których występujemy?
          Takie postmodernistyczne oczko puszczone przez autora. :)

          Tutaj trailer filmu. Nie sugerować się! :P

          Ocena:
          9/10