Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet, STIEG LARSSON

sobota, 15 maja 2010

Co się stało z Harriet Vanger?

O czym jest?
Larsson napisał ponad 600-stronicowy kryminał, w którym najważniejsze są trzy wątki. Po pierwsze, poznajemy głównego bohatera, Mikaela - dziennikarza, który właśnie został prawomocnie skazany za zniesławienie wielkiego przedsiębiorcy i finansisty w artykule dla swojego pisma "Millennium". Przedsiębiorca ów jest gangsterem, ale Mikael nie potrafił tego dostatecznie udowodnić, toteż musi iść na 3 miesiące do więzienia i wypłacić spore odszkodowanie. 

Drugi wątek dotyczy historii z przeszłości. Henrik Vanger, również przedsiębiorca, od wielu lat próbuje dociec co stało się z jego bratanicą, Harriet, która zniknęła bez śladu w 1966 r. Henrik zatrudnia opierającego się trochę Mikaela, prosząc by ten jeszcze raz przejrzał dokumenty i wyciągnął własne wnioski. Mikael, potrzebujący nieco "odpoczynku" po przegranej sprawie w sądzie, zgadza się w końcu na tę propozycję.

Trzeci wątek to historia Lisbeth Salander. Lisbeth jest anorektycznie chudą, pokolczykowaną i otatuowaną, aspołeczną i agresywną dwudziestoczterolatką, która dzięki swojej inteligencji, zdolnościom hakerskim i fotograficznej pamięci odnosi ogromne sukcesy jako riserczerka, tudzież szpieg w agencji ochrony. Myszkuje ludziom po kontach, kartotekach i historii medycznej, by przedstawić raport temu, kto daną osobę ma ochotę sprawdzić. Lisbeth (gdzieś w połowie książki) zostaje oddelegowana do pomocy Mikaelowi w jego poszukiwaniach prawdy o Harriet. Pod koniec książki pomaga mu się też rozprawić z finansistą-gangsterem, który wsadził go do więzienia.

Co o niej sądzę?
Szczerze mówiąc nie rozumiem Larssonomani. Owszem, kryminał całkiem ciekawy, ale do wybitnego baaaardzo mu daleko. To już lepsze są według mnie książki Caroline Graham z serii Morderstwa w Midsomer! Po pierwsze, bohaterowie w ogóle mnie nie przekonali. Schematyczni są do bólu! Mikael bzyka wszystko co się mu pod rękę nawinie, a przy okazji zdaje się być impregnowany na jakieś normalne uczucia (uważam, że postawa "kocham cię, ale nie wymagaj, że przestanę cię zdradzać" jest lekko chora). Lisbeth wywołuje u mnie wzruszenie ramion. Jest nieautentyczna, papierowa, przez co jej losy mało mnie obchodziły. Mimo swojej aspołecznej postawy wszystko jej się w życiu udaje. Aha, no tak zapomniałam - przecież jest porażająco inteligentna. Generalnie nie oceniałabym ich tak ostro, gdyby nie te wszechobecne pienia pochwalne na cześć Lisbeth czy Mikaela. Moim zdaniem niezasłużone.

Jeśli chodzi o fabułę, to jest ona ładnie skonstruowana. Domyśliłam się, swoją drogą, powodów zniknięcia Harriet, aczkolwiek do końca byłam ciekawa czy i jak została zamordowana. Larsson odbiega od innych autorów kryminałów również tym, że z dużą dbałością przedstawia rzeczywistość swojej powieści, historie bohaterów, stosunki społeczne itd. Jednakże pod koniec książki uderzył mnie brak realizmu psychologiczno-społecznego. Kiedy w grę wchodzą poważne przestępstwa, zagrożenie życia, traumatyczne przejścia i, co ważne, grube miliony dolarów, ludzie nie zachowują się jak Teletubisie. Nie dogadują się tak łatwo, nie przechodzą nad tym tak szybko do porządku dziennego. A tu - szast prast i gotowe. Wszystko wyszło, wszystko się udało, wszyscy zadowoleni. Zło ukarane, dobro tryumfuje. Nie ma odcieni szarości w tej książce i to mnie też denerwuje, bo czytałam gdzieś porównanie jej do "Wojny i pokoju"... No comments.

Dla kogo?
Myślę, że jest to dobra pozycja dla ludzi lubiących kryminały i dla tych, którzy nie są przekonani do tego gatunku. Jest to dość specyficzny kryminał, w którym połowa to tak naprawdę książka obyczajowa. Ja pewnie sięgnę po drugą i trzecią część, aczkolwiek nie wiem czy będę je kupować. Jestem czytelniczką, dla której postacie tworzą najważniejszą część powieści, no a tutaj nie zaiskrzyło między nami. Mimo wszystko uważam, że Larsson odwalił kawał dobrej roboty. Ale żeby od razu arcydzieło...?

Ocena:
7,5/10
(byłoby 8 gdyby nie denerwująca mnie nieustannie Lisbeth;)

6 komentarze:

Tucha pisze...

Ja tam Larssona ubóstwiam, w końcu coś innego i wielowymiarowego, a Lisbeth to moja ulubienica, wcale nie musi być autentyczna, fajnie, że w końcu jakiś babski, ciekawy (jak dla mnie) bohater :)
Ale przecież nie ma takiej książki, która spodobałaby się każdemu :)

Tucha pisze...

Aaa, i arcydziełem też bym tego nie nazwała, początek był nudnawy, aczkolwiek potrzebny ;p

Patrycja Antonina pisze...

Powiem tak...Kocham kocham kryminały! Ale larssona odłożyłam. Na taką książkę trzeba mieć handrę. Może to wielkie i homerowskie wręcz ale te wstrzymania akcji i jej rozlazłość mnie oburza! Mam książkę na własność więc cóż. napewno do niej wrócę. Narazie nie zniosę czytania takiego placka ;)

Lili pisze...

Tucha - że wielowymiarowa ta książka była to się zgadzam, jak najbardziej. I to czyni ją wyjątkową. :) No ale chemii nie było między mną a panem Larssonem, czasem tak bywa. ;)

Patrycja Antonina - warto przecierpieć przydługawy wstęp, bo akcja się rozkręca. No a końcówka zaspokaja u czytelnika potrzebę słodkiej zemsty... ;)

Agnes pisze...

Hm, ja już swoje napisałam (recenzję), ale teraz zastanawiam się, co zrobić z trzema wielkimi tomiskami, których po raz drugi czytać nie zamierzam... sprzedać? Ale mąż jeszcze może chcieć przeczytać, to może zostawię...

Lili pisze...

No właśnie, kryminały mają to do siebie, że raczej się do nich nie wraca... Kupiłam "Mężczyzn..." bo na wypożyczenie trzeba się strasznie długo naczekać, a ja chciałam się przekonać o co tyle szumu. ;) Na dalsze części nie jestem jednak jakoś szczególnie napalona, więc chyba jednak poczekam grzecznie na swoją kolej w bibliotecznej kolejce.

Prześlij komentarz