W dżungli miłości, BEATA PAWLIKOWSKA

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Po długiej przerwie wywołanej zawiłościami osobisto-uczelnianymi, dawno zapowiadana recenzja Pawlikowskiej. Muszę powiedzieć, że zaskoczyła mnie ta książka.


O czym jest?
Książka znanej podróżniczki i reporterki nie jest opowieścią z podróży. Poznajemy co prawda kilka anegdotek, historii "z życia wziętych", ale generalnie książka ma postać poradnika. Pawlikowska podzieliła go na kilka części. W rozdziale wprowadzającym zapoznaje nas ze swoją koncepcją leniwców i wojowników. Według niej, większość ludzi można zakwalifikować do którejś z tych grup. Leniwce to ci, którzy boją się życia i spędzają je biernie, zawieszeni na swojej gałęzi, manifestując postawę roszczeniową wobec świata. Wojownicy natomiast to ludzie gotowi do konfrontacji z życiem, potrafiący wziąć się w garść, spełniający swoje marzenia.

W kolejnych rozdziałach autorka pogłębia swoje spostrzeżenia: uczy jak rozpoznać w sobie leniwca i jak go zwalczać. Daje praktyczne rady w jaki sposób radzić sobie z gniewem, zniechęceniem i strachem, jak samego siebie motywować do działania. W końcowych rozdziałach mamy również porady dotyczące bezpośrednio tytułu książki - jak nie zagubić się w dżungli miłości.

Co o niej sądzę?
Ostatnie kilka tygodni to był dla mnie czas niemal permanentnej depresji, a przedwczorajsze wydarzenie jeszcze bardziej poczerniły szkła moich i tak już dość ciemnych życiowych okularów. Książka Pawlikowskiej była dla mnie z jednej strony wytchnieniem, a z drugiej przedmiotem cynicznych uwag, jakie nasuwały mi się na myśl podczas czytania. Że świat nie jest taki prosty. Że w każdym człowieku mieszka i wojownik i leniwiec, a oprócz nich także złośliwa małpa, święty, grzesznik, bezbronne kaczątko i tygrys szablozębny. Że owszem, można odepchnąć od siebie gniew i smutek, ale jest to decyzja dość karkołomna, bo gniew i smutek nie znikają na zawołanie tylko przyczajają się i czekają by zaatakować znowu. A czasem takie przyczajone zamieniają się w permanentne bóle głowy, egzemę, niestrawności, choroby serca i nowotwory.

Zdenerwowało mnie też trochę podejście autorki do alkoholu. Cały drugi rozdział poświęciła temu zagadnieniu, trochę tak, jakby uważała go za najważniejszą kwestię ever. Pod koniec książki jest test, dzięki któremu można sprawdzić czy ma się problemy z piciem i mnie wyszło... że owszem. Wystarczy do  tego jedna odpowiedź twierdząca na takie pytania jak: "czy zdarzyło ci się pić samotnie" (tak, nalewkę mojej babci w ramach deseru i relaksacji przed tv) albo "czy zdarzyło ci się wstydzić za coś, co robiłeś po alkoholu" (owszem, rankiem tańczenie na stole nie wydawało mi się już takie zabawne). Moim zdaniem nie należy ani lekceważyć problemu uzależnienia, ani go demonizować. Autorka według mnie trochę przegięła w drugą stronę.

Tak czy inaczej, muszę jednak przyznać, że jest to miła książka. Taka podnosząca na duchu, o ile uda wam się wyłączyć na chwilę waszego Dyżurnego Szydercę. Może stanowić inspirację chociażby do tego, żeby lepiej przeżyć dzień, nie szukać dziury w całym i cieszyć się z tego co się ma.

Dla kogo?
Odradzam tę książkę ludziom, którzy mają w zwyczaju czytać do poduszki Tatarkiewicza, a na marginesach Esejów Montaigne'a robią pełne ognia notatki. Nie sądzę też, by osoby odczuwający totalny splin, depresję i chandrę (ci z wypisanym "mam doła, odwal się" na twarzy) wynieśli cokolwiek z lektury tego poradnika.

Ocena:
6/10

5 komentarze:

Unknown pisze...

Ładnie i trafnie to napisałaś: w trakcie lektury należy wyłączyć Dyżurnego Szydercę. Poczytuję sobie od jakiegoś czasu "W dżungli niepewności" i książka ta, po pierwszej fali radości, że ją mam, raz wydaje mi się naiwna (wtedy Szyderca czuwa), a czasem naprawdę podnosi na duchu (Szyderca śpi).

Pozdrawiam serdecznie

Tucha pisze...

Czytałam w "Dżungli życia" fajna, przyjemna książka, czasem z jasnym drogowskazem i poradami na życie, pisana z perspektywy samej autorki i jej przeżyć. Myślę, że jej "demonizowanie" alkoholu też z tego wynikało, ale przecież każdy wie, że nadgorliwości należy się wystrzegać :)

Lili pisze...

Scarletko, Dyżurny Szyderca to mi się przy większości poradników włącza. ;)

Tucha, no ja jestem wyznawczynią poglądu, że nadgorliwość gorsza od faszyzmu. ;)

Agnes pisze...

Więc to przez tego łajdaka Szydercę książki-poradniki-pomagacze Pawlikowskiej mi się nie podobają?

Lili pisze...

No pewna naiwność to rzeczywiście ich cecha. Ale z drugiej strony może jednak jakoś, przynajmniej chwilowo, podnoszą na duchu? Czy ja wiem? Na stronie autorki (www.oliwkowo.pl) pierwszy poradnik zbiera dużo pozytywnych opinii, drugi już tak pół na pół.

Prześlij komentarz